O pięknej Chelone w żółwia zamienionej
Przed wiekami, w dawnych czasach,
było bogów grono spore.
Żyli oni w górach, lasach,
nad rzekami i jeziorem.
Mowa ich, jak ludzka mowa.
Wszyscy byli bardzo młodzi.
Każdy czymś się opiekował,
czynił dobrze, rzadziej szkodził.
Przepotężnym wśród nich bogiem
był on – Zeus gromowładny!
Tak nazywał się, gdyż mnogie
dzierżył gromy jak petardy.
Do królewskiej świty boskiej
należeli bracia jego,
siostry, córki złotowłose
i szeroki krąg kolegów.
Dla rodziny bogów dużej
pałac stał na stromych skałach,
na podniebnej, białej górze,
która się Olimpem zwała.
Na Olimpie żyło wierne
Zeusowi boskie dziecię –
piękny chłopiec, psotny Hermes,
najpiękniejszy bożek w świecie.
Miał go lud za dobrodzieja.
A u kupca i złodzieja
cieszył się szacunkiem dużym,
bo im obu dobrze służył.
Piękny Hermes miał od łydek
odchodzącą parę skrzydeł,
więc nie tylko biegał chyży,
ale latał też jak czyżyk.
Przeto Zeus go jak gońca
delegował w różnych sprawach.
Hermes był na świata końcach,
czyli zwiedził jego kawał.
Wezwał kiedyś Zeus bożka.
– Odpocząłeś, miły, troszkę.
Sproś mi gości na wesele!
Niech przybędą tu bogowie –
moi starzy przyjaciele,
i boginie, centaurowie,
sowy, kruki i puchacze,
sarny, lisy, krety, jeże,
kuny, wilki, szopy, pracze,
węże, żaby, nietoperze!
A i ludzi zaproś wielu
z dolin, gór i siół zakątków!
Pragnę, by na mym weselu
byli wszyscy, bez wyjątku.
Hermes biegał wszędzie chyży,
albo latał, jak ten czyżyk.
Przybył też do pewnej chatki
w pięknym gaju, nad strumykiem,
obok której rosły kwiatki –
fiołki, chabry, lilie dzikie.
W chatce tej mieszkało samo
piękne dziewczę, zawsze młode.
Od wonności i balsamów
miało zdrowie i urodę.
Dziewczę w chatce ukwieconej
nazywało się Chelone.
– Pozdrowiony bądź, Hermesie!
tak Chelone bożka wita.
Jaka sprawa cię tu niesie?
– Wielka sprawa, znakomita!
Dziś się Zeus z Herą żeni.
Wszyscy ludzie są proszeni
na wesele. Zeus właśnie
ślę mnie do cię, panno miła,
żebyś zanim słońce zgaśnie,
także tam koniecznie była!
– W mojej chacie, miły bożku,
mam radości, szczęścia wiele.
Nie mam chęci ani troszkę
pędzić dzisiaj na wesele.
Wrócił Hermes wnet na Olimp.
A tu gości tłum swawoli.
I boginie, i bogowie,
ludzie oraz zwierząt mrowie
– wszyscy jedzą, piją dużo.
Leją wino w gardło, w przełyk.
Zeus – bóg rozkazał burzom,
by nad Olimp nadciągnęły.
Świecą błyski, biją gromy
w szczyt pałacu ostry, stromy.
Wrzawy, krzyku, zgiełku wiele.
Jak wesele, to wesele!
Od błyskawic Olimp płonie.
Zeus z Herą na swym tronie
dziś nie liczą, ile kto zje.
Goście nektar i ambrozję
spożywają i słodycze.
Zeusowi wtem oblicze
spochmurniało, zmarkotniało.
– Co się stało? Co się stało?
Hermes doniósł, że Chelone,
dziewczę tak zadowolone
z chatki, w której jest jej błogo,
odmówiło dzisiaj bogom
przyjść na ich małżeńskie gody.
Gdy usłyszał to pan młody,
chwycił złoty piorun z chmury,
podniósł rękę z nim do góry.
Rąbnął nim, aż z sali końca.
Szczęście, że nie zabił gońca!
– Pędź raz jeszcze do tej panny,
udziel ostrej jej nagany!
I powtórnie zaproś oną,
żeby przyszła na wesele,
o co prosi Zeus z żoną
oraz nasi przyjaciele.
Gdy odmówi po raz drugi,
skieruj zaraz na jej chatkę
wielkiej rzeki rwące strugi!
Niech ją porwą nurty wartkie!
Dziewczę harde i niegrzeczne,
krnąbrne i po prostu głupie,
niech się stanie żółwiem rzecznym,
mieszkającym w swej skorupie!
Po wiek wieków niech dziewczyna
tkwi w pancerzu jak zakała.
Niech jej chatkę przypomina,
z której nigdy wyjść nie chciała!
Niechaj imię jej „Chelone”
nosi zwierzę to, zielone!
Przybył Hermes w ową stronę
i nakłaniał znów Chelonę,
by na ślubie się zjawiła.
Gdy ta znów mu odmówiła,
zrobił to, co Zeus kazał.
I dziewczątko, jak zaraza
pochłonęła brudna woda.
Szkoda cię, Chelone, szkoda!
Kto jest żółwi przyjacielem,
niech tę smutną baśń pamięta!
Z dawnych lat postaci wiele
jest wcielonych dziś w zwierzęta.